„Tak potężne jest spojrzenie Jej oczu, że flet wypada Krsnie z dłoni, zsuwa się Jego korona z pawim piórem, Jego żółty szal przesuwa się, a On Sam omdlewa i upada na ziemię. Och, ciekaw jestem, czy kiedykolwiek będę miał szansę, aby służyć Radharani z pełnym oddaniem i miłością?”
( Radha-rasa-Sudha-Nidhi 39 )
"Miłosne sprawy Śri Radhy i Krsny są transcendentalnymi manifestacjami wewnętrznej, sprawiającej przyjemność mocy Pana. Chociaż Radha i Krsna są jednym w Swojej tożsamości, rozdzielili się na wieki. Teraz te dwie transcendentalne osoby ponownie połączyły się w formie Śri Krsny Caitanyi. Kłaniam się Jemu, który zamanifestował się z uczuciami i cerą Śrimati Radharani, mimo iż jest Samym Krsną.
Pragnąc zrozumieć chwałę miłości Radharani, Swoje wspaniałe cechy, którymi jedynie Ona rozkoszuje się poprzez Swoją miłość, i szczęście, które czuje, gdy realizuje słodycz Jego miłości, Najwyższy Pan Hari, przepełniony Jej emocjami, pojawia się z łona Śrimati Śacidevi, tak jak księżyc pojawia się z oceanu."
CC Adi 01.05-06
„Składam wyrazy szacunku Radharani, której cera przypomina roztopione złoto i która jest królową Vrndavany. Jesteś królową Vrsabhanu i jesteś bardzo droga Panu Krsnie.”
„Nawet Sam Pan Madhusudana, do którego nie mają dostępu nawet wielkie święte osoby zaznajomione z systemem yogi, uważa dotyk wietrzyku powstały z poruszających się fałdów stroju Radharani za niezwykle rzadkie i cenne błogosławieństwo wszystkich błogosławieństw. Kiedy czuje On taki wietrzyk, myśli, że osiągnął najwyższy cel Swojego istnienia. Składam pokłon miastu Varśana, siedzibie pełnej wdzięku córki króla Vrsabhanu.”
(Radha-rasa-sudha-nidhi 2)
Wersety dotyczące Radharani
-
- Posty: 4936
- Rejestracja: 23 lis 2006, 17:43
- Lokalizacja: Kraków
- Kontakt:
Wersety dotyczące Radharani
Oszust zajmuje miejsce nauczyciela. Z tego powodu cały świat jest zdegradowany. Możesz oszukiwać innych mówiąc: "Jestem przebrany za wielbiciela", ale jaki jest twój charakter, twoja prawdziwa wartość? To powinno być ocenione. - Śrila Prabhupada
Re: Wersety dotyczące Radharani
Serce Gopi Pasterki
„Dziś rano o wschodzie słońca, gdyśmy napełniały nasze dzbany, przyszła do rzeki postać jakby cała ze światła utkana. Tak cudne miała oblicze, że zapatrzyłyśmy się na nią wszystkie i o bożym zapomniały świecie. Jej wielkie, czarne oczy patrzyły łagodnie, z mocą i wielkim spokojem, spod brwi o linii tak czystej, a łuku tak górnie wygiętym, jak śnieżne Himalajów szczyty.
Włosy czarne jak noc, okalając delikatną twarz zdały się być aksamitem falistym wokół wielkiej perły; związane z tyłu w duży węzeł, w pięknie swym szły w zawody z wianuszkiem kwiatów, spinającym go w pólkole. Białe sari otulało miłośnie jej wyniosłą postać i zdawało się samo być przesiąknięte na wskroś jej wewnętrznym jaśnieniem, przekazując je światu.
Była, zaprawdę, nieziemskim zjawiskiem, boginią odzianą w chmurę świetlistą. Usta stanowcze, poważne a miękkie, o łagodnym ku górze wygięciu, zdawały się mówić o bezgranicznej miłości dla wszelkiego stworzenia, miłości rozumiejącej i współczującej z każdym, miłości, która znając wszelką ułomność i słabość śmieje się z nich łagodnie, zamiast karcić.
Gdy patrzyłam na tę postać świetlistą, serce zadrżało w mej piersi, a potem jakby zawisło w ciszy niezmiernej i przepełniła mnie miłość ogromna i niewymowna, cześć i radość i trwoga jakaś święta. Głowa skłoniła się sama w zbożnym pokłonie, a ręce złożyły w pełne uwielbienia pozdrowienie. Tak samo uczyniły i wszystkie me towarzyszki.
Gdy pochyliła się nad wodą by napełnić swój dzban, prawie nie mogłam złapać tchu z zachwytu nad muzyką każdej jej linii; delikatne wygięcia, wiotkość i krągłość szyi, ramion, rąk, zdawały się śpiewać.
A gdy podniosła się z pełnym dzbanem na głowie i spojrzała na nas promiennie, z radośnym, serdecznym uśmiechem, dusza ma porwała się ku niej w bezgranicznej miłości i przypadła do jej kwietnych stóp, jak pszczoła miodu spragniona... Odchodziła jak była przyszła, w dostojeństwie milczenia.
Gdy tak patrzyłam na jej rytmiczny krok, na łagodne kołysanie się jej przepięknej, powoli oddalającej się postaci, zrozumiałam nagle, co znaczy słowo: „Gadża-Gamini.“
Serce me stało się jakby płynne, a kolana same uginały się pode mną, gdy zwróciłam się do jednej z mych towarzyszek i wyszeptałam suchymi, drżącymi wargami:
„Kto – kto ona jest?“
„Co? Nie znasz Jej, Raadhy? Toś bardzo głupiutka.“
„Raadha?“ Powtarzałam szeptem, w zachwycie nad dźwiękiem samego imienia.“
„No tak, Raadha, ty naiwna dziewczyno. Raadha, przeczysta, przepiękna. Bhakta i Guru Kriszny.“
Raadha, Guru Kriszny... Raadha, miłująca Go, Jego Bhakta... Raadha-Kriszna. Raadha-Kriszna.
Czy znała kiedykolwiek ziemia, od czasów swego istnienia piękniejszą pieśń, jak to imię podwójne? Szłam do domu jakby w zachwycie, uniesiona w zaświaty, a serce wciąż śpiewało: „Raadha-Kriszna“, „Raadha-Kriszna“ – każdy mój krok zdawał się brzmieć tym dźwiękiem, nawet bransolety same dzwoniły w rytm: „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“.
Tak byłam pełna świetlistej radości tych magicznych słów, iż powtarzałam je sobie z cicha ciągle, nawet dojąc krowę; „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“ spadało nieświadomie z mych warg z każdym strumyczkiem mleka; aż zapomniałam się zupełnie i cały świat znikł mi z przed oczu, razem z krową i stajenką. „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“ śpiewało serce, a palce same, nieświadomie wykonywały swoją czynność.
I chyba mój głos rozkochał się sam w tym dźwięku, bo nagle, wcale o tym nie wiedząc, wymówiłam głośno: „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna, Raadha-Krisz...“
„Dziś rano o wschodzie słońca, gdyśmy napełniały nasze dzbany, przyszła do rzeki postać jakby cała ze światła utkana. Tak cudne miała oblicze, że zapatrzyłyśmy się na nią wszystkie i o bożym zapomniały świecie. Jej wielkie, czarne oczy patrzyły łagodnie, z mocą i wielkim spokojem, spod brwi o linii tak czystej, a łuku tak górnie wygiętym, jak śnieżne Himalajów szczyty.
Włosy czarne jak noc, okalając delikatną twarz zdały się być aksamitem falistym wokół wielkiej perły; związane z tyłu w duży węzeł, w pięknie swym szły w zawody z wianuszkiem kwiatów, spinającym go w pólkole. Białe sari otulało miłośnie jej wyniosłą postać i zdawało się samo być przesiąknięte na wskroś jej wewnętrznym jaśnieniem, przekazując je światu.
Była, zaprawdę, nieziemskim zjawiskiem, boginią odzianą w chmurę świetlistą. Usta stanowcze, poważne a miękkie, o łagodnym ku górze wygięciu, zdawały się mówić o bezgranicznej miłości dla wszelkiego stworzenia, miłości rozumiejącej i współczującej z każdym, miłości, która znając wszelką ułomność i słabość śmieje się z nich łagodnie, zamiast karcić.
Gdy patrzyłam na tę postać świetlistą, serce zadrżało w mej piersi, a potem jakby zawisło w ciszy niezmiernej i przepełniła mnie miłość ogromna i niewymowna, cześć i radość i trwoga jakaś święta. Głowa skłoniła się sama w zbożnym pokłonie, a ręce złożyły w pełne uwielbienia pozdrowienie. Tak samo uczyniły i wszystkie me towarzyszki.
Gdy pochyliła się nad wodą by napełnić swój dzban, prawie nie mogłam złapać tchu z zachwytu nad muzyką każdej jej linii; delikatne wygięcia, wiotkość i krągłość szyi, ramion, rąk, zdawały się śpiewać.
A gdy podniosła się z pełnym dzbanem na głowie i spojrzała na nas promiennie, z radośnym, serdecznym uśmiechem, dusza ma porwała się ku niej w bezgranicznej miłości i przypadła do jej kwietnych stóp, jak pszczoła miodu spragniona... Odchodziła jak była przyszła, w dostojeństwie milczenia.
Gdy tak patrzyłam na jej rytmiczny krok, na łagodne kołysanie się jej przepięknej, powoli oddalającej się postaci, zrozumiałam nagle, co znaczy słowo: „Gadża-Gamini.“
Serce me stało się jakby płynne, a kolana same uginały się pode mną, gdy zwróciłam się do jednej z mych towarzyszek i wyszeptałam suchymi, drżącymi wargami:
„Kto – kto ona jest?“
„Co? Nie znasz Jej, Raadhy? Toś bardzo głupiutka.“
„Raadha?“ Powtarzałam szeptem, w zachwycie nad dźwiękiem samego imienia.“
„No tak, Raadha, ty naiwna dziewczyno. Raadha, przeczysta, przepiękna. Bhakta i Guru Kriszny.“
Raadha, Guru Kriszny... Raadha, miłująca Go, Jego Bhakta... Raadha-Kriszna. Raadha-Kriszna.
Czy znała kiedykolwiek ziemia, od czasów swego istnienia piękniejszą pieśń, jak to imię podwójne? Szłam do domu jakby w zachwycie, uniesiona w zaświaty, a serce wciąż śpiewało: „Raadha-Kriszna“, „Raadha-Kriszna“ – każdy mój krok zdawał się brzmieć tym dźwiękiem, nawet bransolety same dzwoniły w rytm: „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“.
Tak byłam pełna świetlistej radości tych magicznych słów, iż powtarzałam je sobie z cicha ciągle, nawet dojąc krowę; „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“ spadało nieświadomie z mych warg z każdym strumyczkiem mleka; aż zapomniałam się zupełnie i cały świat znikł mi z przed oczu, razem z krową i stajenką. „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna“ śpiewało serce, a palce same, nieświadomie wykonywały swoją czynność.
I chyba mój głos rozkochał się sam w tym dźwięku, bo nagle, wcale o tym nie wiedząc, wymówiłam głośno: „Raadha-Kriszna, Raadha-Kriszna, Raadha-Krisz...“
"Ja jestem smakiem wody, światłem słońca i księżyca, sylabą om w mantrach wedyjskich; Ja jestem dźwiękiem w eterze i możliwością w człowieku". (Bg. 7.8)