Chodzi mi o to, ze jak ja sie przylaczylam to caly czas slyszalam o tym, ze nie jestem tym cialem, o waznosci intonowania i studiowania sastr, sluzenia guru etc. Nikt mnie nie bombardowal tym jaka mam byc zona.Rasasthali pisze:Nie pamietam niestety kto dawal wyklady, moze Kryszna-nam? Czytalam tez rozne artykuly na ten temat malzenstwa, gdzie glownie mowilo sie o obowiazkach kobiet. Nie bylo to zle, ale ciekawilo mnie jaka jest w takim razie rola mezczyzny procz tego moze, ze ma sie opiekowac zona, co bylo dla mnie dosc niejasne.
A tak przy okazji to mi sie przypomnialo cos smiesznego... Byl sobie niegdys taki okres w polskiej yatrze, jak jeszcze praktycznie kazdy kazdego znal, ze sobie opowiadalismy o nowych osobach zainteresowanych swiadomoscia Kryszny. Wowczas jedna moja starsza siostra duchowa, ktorej imienia nie wspomne z powodu szacunku (tak jak zona nie wypowiada imienia meza ), kiedys opowiadala mi, ze gdzies tam przychodza na programy regularnie dziewczeta. Moze nie byly zbyt zainteresowe mantrowaniem czy filozofia, natomiast byly bardzo zainteresowane - jak to okreslila - "kultura wedyjska" - strojami, ozdobami, chlopcami i malzenstem. Stalo sie to wsrod nas zartobliwym idiomem okreslajacym plec nadobna, ktora wykazuje duze zainteresowanie nie tyle swiadomoscia Kryszny ile chlopcami ze swiadomosci Kryszny jako materialem na meza. Teraz to czasy sie pewnie zmienily...