Arleta pisze:Ja też się nie spotkałam. Pisząc to, miałam na myśli fakt, że niewielu bhaktów rezygnuje z założenia rodziny.
Rozumiem. Jeżeli myślą o płci przeciwnej, to związek i założenie rodziny jest naturalnym, i znacznie lepszym wyjściem, niż udawanie, że nie ma w sercu takiego pragnienia, co na dłuższą metę, zawsze kończy się tak samo, kryzysem i nieprzemyślanymi decyzjami.
Arleta pisze:Tak, ja też doświadczam tego sama. Nie wydaje mi się właściwe opuszczać męża nawet po odchowaniu dzieci. W świątyni widziałam starsze wdowy, które całkowicie poświęciły się Krysznie. Czy jest w waisznawizmie jakaś forma rezygnacji z małżeństwa, oprócz wdowieństwa?
O ile się orientuję, to w Manu-samhicie, w której Pan Brahma i jego syn Bhrigu opisują zasady dharmy dla społeczeństwa ludzkiego, nie znajdziesz słowa o rozwodzie. Po prostu nie ma takiej opcji w cywilizowanym społeczeństwie ludzkim. Istnieje, co najwyżej separacja, która nie jest w żadnym stopniu sygnałem do wiązania się z inną osobą, i wyruszenia w tym celu na łowy, jak dzieje się to współcześnie.
Co więcej, nawet wdowy w warnie podwójnie urodzonych (bramin, kszatria, wajśja) nigdy ponownie nie wychodzą za mąż. To byłoby dla tych kobiet zbyt poniżające i uwłaczające ich godności. To samo odnosi się do kobiet, których mąż przyjął wyrzeczony porządek życia, sannjasję. Traktowane są one jak wdowy, gdyż osoby w aśramie sannjasy, uważane są za martwe, i nie mają one już żadnych obowiązków w stosunku do społeczeństwa, będąc całkowicie poświęcone transcendencji oraz przygotowaniem się do opuszczenia ciała i życia po śmierci, a nie tymczasowymi sprawami tego świata.
Powyższe stanowi standard życia cywilizowanego człowieka. Porównując to z naszymi własnymi tendencjami, preferencjami i zachowaniem, możemy łatwo zorientować się, w jakim miejscu na drodze do człowieczeństwa (nawet nie transcendencji) się znajdujemy.
Arleta pisze:Tak wiem, ale towarzystwo niektórych bhaktów mnie strasznie irytuje i nie mogę dojść z nimi do porozumienia. Będąc z tymi bhaktami strasznie się "wkurzam" i daleka jestem od myśli o Krysznie. To też jest jakaś wymiana uczuć, ale raczej zupełnie negatywna. Co robić? Unikać tych bhaktów? Wyszukiwać tylko takich, którzy mi odpowiadają? To w praktyce jest bardzo trudne.
Zazwyczaj w naturalny sposób szukamy towarzystwa osób podobnie do nas myślących, a staramy się unikać osób, których obecność powoduje niepokój w naszych umysłach. Jeśli chodzi o bhaktów, to czasami sytuacja/służba oddania zmusza nas do bliskiego towarzystwa osób/bhaktów, którego w innym przypadku byśmy unikali. To jest wyrzeczenie się własnych preferencji, dla wyższego celu, jakim jest wspólne sprawienie przyjemności Krysznie. Jeżeli jednak sytuacja, czy służba oddania nas do tego nie zmusza, to można darzyć takie osoby szacunkiem na odległość, i w miarę możliwości unikać z nimi bliskich spotkań trzeciego stopnia.
Zawsze istnieją osoby podobnie do nas myślące, z którymi można się dogadać. Wystarczy się rozejrzeć, a przede wszystkim chcieć. Ze znalezieniem prawdziwie głębokiej, rzeczywistej przyjaźni jest już znacznie trudniej, i możemy czuć się szczęśliwcami, jeżeli, w ogóle, w życiu mamy jedną taką osobę.
Arleta pisze:We mnie niestety cały czas tkwi pewien element impersonalistyczny, bo przecież byłam wcześniej buddystką. Staram się pozbyć tego.
Dopóki utożsamiamy siebie i innych z nieświadomą materią, którą jest nasze materialne ciało oraz ciała innych, to wszyscy jesteśmy w mniejszym, lub większym stopniu impersonalistami, niezależnie od światopoglądu, bo szukamy szczęścia w związkach z
asat tymczasową iluzją, a nie z
sat, czyli związkach z niezmienną Prawdą, która zawsze jest w kategorii świadomych, wiecznych osób.
Dlatego nawet osoby aspirujące do stania się bhaktami Kryszny, takie jak Ty, czy ja, w praktycznym życiu są zazwyczaj impersonalistami, nawet pomimo tego, że publicznie głosimy przeciwne treści, zgodne z personalistyczną Gaudija Wedantą. Pozostaniemy takimi, dopóty, dopóki, nie pojawi się w sercu duchowa realizacja, co będzie symptomem łaski Kryszny i Jego czystych wielbicieli, jako rezultatu naszych wysiłków wkładanych w próby zadowolenia ich.