Arleta pisze:Wydaje mi się, że taka postawa bhaktów wynika z ostrożności wobec pojęcia "dobry uczynek". Bo co to właściwie jest?
Definicja dobra, czy transcendentnie dobrego uczynku w Wajsznawiźmie została ładnie sformułowana przez Suhotrę Swamigo w jednej z jego książek. Parafrazując: "Dla wielbiciela Boga, nie ma żadnego innego dobra poza służeniem Krysznie, i nie ma żadnego innego zła poza ignorowaniem Kryszny".
Ręka, która zamiast wkładać pożywienie do ust, i w ten sposób odżywiać żołądek i ciało, stara się sama skonsumować jedzenie, jest ręką bezużyteczną. Jest to ignorancja i głupota, i nie ma w tym nic dobrego. W podobny sposób jest z nami wszystkimi, kiedy nie służymy Bogu. Staramy się znaleźć szczęście tam, gdzie go nie ma - w tymczasowej naturze materii, i zmysłowej, krótkotrwałej
rasie, zamiast stopniowo dążyć do rozwinięcia wiecznej duchowej
rasy, czyli inaczej do doświadczenia smaku gęstego soku, czy smakowitego nektaru z dojrzałego owocu, jakim jest personalny związek z Bogiem i Jego czystymi wielbicielami.
Tylko w opartej na Upaniszadach teologii i filozofii Wedanty znajdziemy opis i zrumienienie transcendentalnego wymiaru dobrych uczynków. Systemy moralne religii nieopartych na Wedancie ograniczają się jedynie, do leżących w sferze świadomości
prana-mayi materialnie dobrych i złych uczynków-
punya i
papa, które wiodą jedynie do nieskończonego cyklu wizyt w materialnym niebie i piekle, bez kulminacji podróży
jivy na stacji końcowej, jaką jest służba oddania i duchowe planety.
Należy przy tym dodać, że niestety także i wielu polskich bhaktów, ma nikłe o tym pojęcie, upierając się przy tym, że moralność
prana-mayi, to ostanie słowo w filozofii Wajsznawa Wedanty. Niewątpliwie, powodem tego jest między innymi fakt dorastania w katolickim kraju, i rozwinięcia przywiązania do tego typu zrozumienia i religijnych wartości.
Bez wzniesienia własnej świadomości do poziomu
mano-mayi, która wyznacza początek ludzkiej dharmy (
sanatana-dharmy), czyli natury i obowiązku istoty ludzkiej w zgodzie z planem Boga (
warnaśrama-dharma), nie jest w ogóle możliwe doświadczenie dobra, jakim jest dotarcie do
vijnana-mayi, czyli zrezygnowania z fałszywej, tymczasowej materialnej tożsamości, oraz ostatecznie, doświadczenie najwyższego dobra, jakim jest wieczne, transcendentnego szczęście w sferze
ananda-mayi, w kontakcie z Bogiem.
Jeżeli teolog, czy filozof innej religii ma ochotę na opartą na rzeczowych argumentach poważną dyskusję na temat natury materialnej i transcendentnej moralności, to serdecznie zapraszamy. Natomiast osoby, które zamiast w rozważny sposób używać swojego mózgu, preferują atmosferę fundamentalistyczno-fanatycznych niekontrolowanych emocji oraz
anna-mayowych opinii na poziomie ameby - "lubię-nie lubię", po prostu się ignoruje, lub zgodnie z zasadami każdego szanującego się forum - banuje.
Dlatego nie za bardzo przejmowałbym się tym, że ktoś "ma bhaktom za złe, że najważniejsze uznają intonowanie świętych imion Boga". Religijno-filozoficzne zrozumienie tego typu osób pozostawia wiele do życzenia, a ogólna jakość doznawanych przez nie emocji nie jest zbyt wyrafinowana.