Jak ugra karma dojrzeje to nie bedzie co fluoryzować i to dopiero będą zflustrowani!Misialina pisze:Znając życie pewnie w ślad USA prędzej, czy później zaczną iść państwa Europejskie,
Ciekawe co jest bardziej wydajne w robieniu głupka TV czy fluor?
Podążając za frondą zacytyję:
TELEWIZOR NA STRAŻY RODZINY
Jeszcze jednym powodem paraliżu systemu edukacji, o którym komisja prezydencka nie wspomniała, jest "brak dyscypliny". Jeszcze w 1940 r. siedem najpoważniejszych problemów w amerykańskich szkołach to: rozmawianie podczas lekcji, żucie gumy, hałasowanie, bieganie po korytarzu, przepychanie się w kolejce do stołówki, śmiecenie i brak obowiązującego stroju szkolnego.
W 1990 r. siedem najpoważniejszych problemów wyglądało następująco: narkomania, alkoholizm, ciąża, samobójstwo, gwałt, rozbój i kradzież. Dość powiedzieć, że rocznie 110 tyś. nauczycieli w USA melduje o atakach przemocy na lekcjach, każdego dnia 135 tyś. uczniów przynosi do szkoły oprócz drugiego śniadania pistolet, zaś trzecia co do wielkości jednostka policji w Stanach pełni służbę wyłącznie w szkołach miasta Los Angeles.
Ogromną rolę w kryzysie oświaty odgrywa również telewizja. Amerykanin, który kończy szkołę, ma za sobą 15-18 tyś. godzin oglądania TV i tylko 11 tyś. godzin lekcji. Obejrzy przez ten czas 18 tyś. morderstw i pół miliona reklamówek. Na 1000 godzin spędzonych przed ekranem przypada 30 stron słowa drukowanego. W 1983 r. legislatura stanu Nowy Jork uznała telewizor za "narzędzie konieczne do przetrwania rodziny w społeczeństwie" i nie podlegające zarekwirowaniu przez komornika. Telewizor uznany też został za podstawowe narzędzie edukacyjne, a jako wzorcowy program oświatowy podawana jest "Ulica Sezamkowa".(Romney zaatakował BB!!http://www.youtube.com/watch?v=xt2Ne7kkH7s)
Tymczasem "telewizyjny system nauczania" w rzeczywistości jest wrogiem nauczania szkolnego. Po pierwsze: głosi on ideę, że nauka i rozrywka są nierozłączne, co jest koncepcją nieznaną w żadnym dyskursie o edukacji, od Konfucjusza do Johna Dewey'a. Wynika to z faktu, że program edukacyjny musi być maksymalnie zabawny, aby zniechęcony uczeń nie wyłączył telewizora. Po drugie: ponieważ każdy program telewizyjny jest zamkniętym w sobie produktem, zakłada się, że nie można wymagać od ucznia żadnej wiedzy wstępnej, słowem: przekreśla się ideę porządku rzeczy i ciągłości w procesie nauczania. Po trzecie: wszelkie komentarze, teorie, hipotezy itd. podawane są w formie maksymalnie uproszczonej, najczęściej z dynamicznymi obrazkami i szybką muzyką w tle, co w rzeczywistości wypacza istotę przekazu. Pojawiające się od czasu do czasu reklamówki odbierają dodatkowo programowi resztki jego powagi. Ciekaw jestem, jakbyście Szanowni Czytelnicy zareagowali, gdybym w tym miejscu zawiesił nagle swój wykład i zaczął reklamować McDonald'sa albo PKO.
http://maciek.lasyk.info/homo_americanu ... anski.html