Ci ludzie już zupełnie potracili głowy! Hridayananda maharadża wyjaśniał, że kiedyś liczyła się dla katolików moralność, czyny ludzkie na planie fizycznym. Nie grzeszyłeś i czyniłeś dobrze, to byłeś dobrym katolikiem, albo po prostu porządnym człowiekiem, i za to szedłeś do nieba. Teraz podejście zmieniło się, i jesteś dobrym, idącym do nieba człowiekiem, jeżeli "wierzysz". Nie wierzysz, lub wierzysz inaczej, to popełniasz grzech na planie mentalnym, a za to wiadomo, do kotła, na wieczność, bo Pan Bóg jest stronniczym katolikiem oraz "jednym z nas", i cię nie lubi.mirek pisze:Czy to znaczy, że coraz więcej osób dopuszcza w swoim życiu działanie złego ducha? W jaki sposób się to dzieje?
− Jest cała plejada zagrożeń duchowych, które otwierają drogę Złemu. Często ludzie nie są ich nawet do końca świadomi. Zły duch bazuje szczególnie na złamaniu pierwszego przykazania, czyli zdradzie Pana Boga. To najczęstsza przyczyna zniewoleń duchowych. Dochodzi do nich, kiedy osoba ochrzczona zaniedbuje czy nawet porzuca sakramenty i odchodzi od Kościoła, równocześnie sięgając na przykład po okultyzm, magię, bioenergoterapię lub religie oraz filozofie Wschodu.
Innymi słowy, zbawienie przez samą wiarę, a nie przez czyny. Siedzisz na d.... i robisz, co chcesz, ale ponieważ "wierzysz", to automatycznie idziesz do nieba, zgodnie z komunistycznym hasłem: "czy się stoi czy się leży dwa tysiące się należy". Wypaczona i uproszczona do zera wersja karma-kandy dla leniwców. Mam dzisiaj puste konto w banku, ale ponieważ "mocno wierzę", to jutro pojawi się na nim dwa tysiące. Główka pracuje, co nie!?
Tego typu nieporozumienie powoduje, że ludzie głoszący powyższe poglądy, mentalnie, a gdyby tylko mogli, to i fizycznie wrzuciliby najbardziej moralnych ludzi w sattwa-gunie, czy wielbicieli Kryszny, do piekła, tylko za to, że popełnili oni "grzech w umyśle", czyli, że nie utożsamiają się z zewnętrznym desygnatem "bycia katolikiem" i ich specyficzną wiarą, oraz nie są członkami ich parafii. Pal licho, że twierdzą, że są różną od ciała wieczną duszą służącą Bogu. "Miłość" bliźniego...
Niestety, przy braku sadhany, oraz stałej i mocnej doktryny filozoficznej zabezpieczonej przed zmianami systemem guru-parampary, praktyka i zrozumienie nauk Jezusa, i istoty religii zmienia się pod wpływem czasu, równając wszystko w dół, czyli sprowadzając się coraz częściej do zaściankowego myślenia, opartego na strachu i ignorancji sentymentalizmu i fanatyzmu religijnego. I w ten sposób, pogardzające bhaktami i wyznawcami innych religii, i robiące im problemy stado lemurów biegnie dalej nad skraj przepaści, poklepując się nawzajem po plecach, zapewniając, że wszytko będzie dobrze, bo przecież "wierzą", będąc przekonanym, że Pan Jezus czeka na nich na dole z rozpostartą płachtą, i z apteczką pierwszej pomocy, bo kapłani są po winie mszalnym, i wiadomo, mogą się omsknąć.